Pierwszy raz ze scenariuszem

Pisanie scenariuszy do reklam, teledysków, sztuk teatralnych, czy gier komputerowych jest takie samo, tylko że zupełnie inne. Przy reklamie pracujemy z briefem, przy teledysku z utworem muzycznym (do którego nawiązujemy, albo i nie), przy sztuce należy pamiętać o specyfice teatru, przy grach komputerowych o ograniczeniach sprzętowych i medium, na które piszemy (inaczej wygląda scenariusz do  gry mobilnej, do sieciowej i do tej dla pojedynczego gracza), nie wspominając już o gatunku tej gry. No i w każdym przypadku trzeba pamiętać o budżecie.

Rozjaśnienie

Na początku zawsze musi być pomysł. Pisanie bez pomysłu nie ma sensu. To tak, jak z gotowaniem: jeśli nie wiesz, co chcesz ugotować i wrzucasz przypadkowe rzeczy do garnka z nadzieją, że wyjdzie ci coś dobrego, to przeważnie nawet pies tego nie tknie. Wyjątkowo wygłodniały mężczyzna może zje trochę, ale tego głodu też nie starczy mu na długo i kiedy zaspokoi ten pierwszy, to zacznie szukać sposobu, żeby ukradkiem resztę tej potrawy wyrzucić. Pomysł musi być i już.

…a później to już idzie z górki: piszesz, poprawiasz, poprawiasz, poprawiasz, grozisz wycofaniem nazwiska z napisów, poprawiasz, poprawiasz, producent grozi ci wycofaniem twojego nazwiska
z napisów, poprawiasz, poprawiasz i gotowe! No może jeszcze kilka poprawek. Musisz wiedzieć, że przy tworzeniu scenariuszy najwięcej czasu spędza się na poprawkach. Smutne, ale prawdziwe. Jeden z niedawnych spotów radiowych napisałem w pół godziny i poprawiałem przez następny tydzień.

Skąd to wynika? Może być wiele powodów. Wina może leżeć po stronie scenarzysty, który się nie przyłożył, może być po stronie producenta, który zapomniał powiedzieć, co musi być w tekście
i przypomniał sobie na dwa dni przed realizacją. Może dopiero po przeczytaniu scenariusza zdał sobie sprawę, czego chce, a co jest zbędne, albo od początku coś mu nie pasowało i dopiero po pewnym czasie zebrał się na odwagę, żeby to powiedzieć… Jeśli nie gonią nas terminy, to dobrze odłożyć tekst na tydzień, miesiąc i dopiero po upływie tego czasu do niego wrócić. Gwarantuję, że sami zaczniecie wprowadzać zmiany.

Jest taka złota zasada: nigdy nie pokazuj pierwszego szkicu scenariusza. On jest dla was, do waszej obróbki. Z reguły dopiero trzecia, czwarta wersja scenariusza jest w miarę gotowa do zaprezentowania go komukolwiek. Niektórzy scenarzyści, nawet jeśli uważają, że pierwszy czy drugi draft jest dobry to dopisują pod tytułem np.: wersja 4. Nie można też przesadzać w drugą stronę. Jeśli powiadamiasz innych, że mają przed oczami dwudziestą którąś wersję twojego tekstu to nie znaczy, że pokiwają z uznaniem głowami, zadowoleni że dopracowałeś tekst. Nie, pomyślą raczej, że nie masz pojęcia, jak powinien wyglądać twój scenariusz, no a skoro sam scenarzysta tego nie wie, to nie świadczy to dobrze o tekście, prawda? I tekst ląduje w koszu.

 

Scena 1

scenariusz

Zaczynasz pisać. I teraz zaczyna się najlepsze lub najgorsze, jak kto woli. Biała pusta kartka, chociaż dzisiaj raczej pusta strona edytora tekstu na monitorze i migający niczym wyrzut sumienia kursor. Przecież mamy w głowie całą historię! Porywającą historię! Widzimy ją już jako film, ekscytujące przeżycie, ale… niby jak ona się spojrzała w drugiej scenie? Z miłością? Pogardą? Przez przypadek? Po co w ogóle patrzy? ! A on, w tym piątym ujęciu? Jak odstawił krzesło? Walnął tak, że sąsiad z dołu już idzie z awanturą? Przesunął po podłodze delikatnie niczym letni wietrzyk na łące? No jak?! Nie wiadomo, a kursor miga i miga (dałby już sobie spokój, naprawdę)…

Podobne drobnostki potrafią zaciąć pisanie na kilka dni, a bardzo prawdopodobne, że za tydzień wrócimy do tej sceny i przepiszemy ją na nowo. W takich przypadkach należy pamiętać, że scenariusz to nie żelazny, nienaruszalny, święty niemal artefakt. Nie, scenariusz to tekst podlegający ciągłej interpretacji. Najpierw przez scenarzystę. Później przepuszcza go przez siebie producent, jeśli mamy szczęście to dalej reżyser, scenograf, aktor… I wbrew oporom trzeba im zaufać. Film to wynik pracy całego zespołu. Jeśli ktoś nie chce poddawać scenariusza interpretacjom to niech pisze teksty tylko do czytania, ale czy w scenopisarstwie to właśnie o to chodzi?

Scena 2, 3… 15…

Wbrew pozorom, zacząć pisać jest łatwo. Naprawdę. Mnóstwo scenariuszy początkujących twórców ma porywający początek, intrygującą akcję, bohaterów i… No i niestety trzeba pisać dalej, poza te otwierające pięć, dziesięć stron. I zaczynają się problemy. Gdzieś ucieka główny wątek, zapominamy o jakimś pobocznym, znika nam główny bohater, jest za dużo postaci drugoplanowych, które nagle przejmują tekst i równie nagle znikają. Bohaterowie mówią nie swoim językiem, zaczynają mieszać się charaktery, rozwój protagonistów jest nielogiczny, akcja jest nielogiczna, nic nie jest logiczne… Nagle orientujesz się, że nie masz już serca do tej historii, że nie lubisz postaci, że zabrnąłeś w miejsce w którym się męczysz i porzucasz tekst w połowie, w jednej trzeciej długości… Powiem ci, że to niestety normalne. Mnóstwo świetnych historii nie przetrwało prób wciśnięcia ich w ramy scenariusza. Można tego uniknąć.

Są dwa sposoby. Pierwszy to w ogóle nie pisać, ale skoro dotarłeś do tego miejsca, to to rozwiązanie zapewne cię nie dotyczy. Drugi sposób to uwierzyć w historię i napisać jej biblię. Nawet zaczynać się będą podobnie, bo przecież na początku nie było nic…

O co chodzi z tą biblią scenariusza? A no, o wszystko. Żeby ułatwić sobie pracę, należy zamieścić w niej na początek krótki opis pomysłu na scenariusz, tak zwany logline oraz treatment scenariusza, zwany też nowelą filmową, czyli opowiadanie (ok. 10-20 stron) na podstawie którego napiszesz scenariusz. Dalej tworzysz i opisujesz świat, w którym będzie działa się akcja twojego tekstu. Rozpisujesz bohaterów z ich przeszłością, charakterami, sposobem mówienia, nastawieniem do świata, planowanym rozwojem… Tworzysz szkielet swojej opowieści, do którego zawsze będziesz mógł wrócić, kiedy się zatniesz, albo poczujesz, że ktoś mówi nie po swojemu.

Punkt kulminacyjny

scenariusz

Pisanie scenariusza bardzo przypomina zabawę z puzzlami. Musi on mieć wstęp, rozwinięcie i zakończenie to oczywiste. Każdy scenariusz składa się z sekwencji, te z kolei ze scen, a sceny z ujęć. Sekwencje (upraszczając: zbiór scen przedstawiających jeden motyw przewodni) muszą mieć swój wstęp, rozwinięcie i zakończenie. Co więcej, każda scena (czyli seria ujęć – najdrobniejszych elementów scenariuszowego rzemiosła) również musi mieć wstęp, rozwinięcie i zakończenie. Dopiero układając to wszystko, poczynając od najmniejszych elementów, stworzymy udany skrypt. I wszystko musi do siebie pasować, bo będzie tak, jak z układanką: bez kilku drobnych elementów zamiast cieszyć się, że skończyliśmy, będziemy się irytować dziurami.

Jest kilka podstawowych zasad w kwestii formalnej, jak należy pisać, żeby nasz tekst nie został skreślony już na samym początku jako nieprofesjonalny. Strona tytułowa powinna zawierać, jak nazwa wskazuje, tytuł i nazwisko autora. Nagłówki scen powinny wyraźnie opisywać miejsca, w których dzieje się akcja, ale nie powinny zajmować więcej niż jedną linijkę. Umieszczamy tam informację o tym, czy to plener, czy wnętrze, krótki opis (np.: podziemny parking) i porę dnia, ale też bez rozpisywania się na konkretne godziny. Jest albo dzień, albo noc. Jeśli jest to bardzo istotne dla scenariusza to można umieścić świt lub wieczór, ale to lepiej opisać już po nagłówku sceny. Sam opis sceny powinien być jak najbardziej zwięzły i jednocześnie opisowy. Pomijamy nieistotne elementy, a skupiamy się tylko na tym, co jest ważne dla rozwoju scenariusza, ale znowu: nie rozwlekamy się. Scenariusz, który ma dużo opisów ląduje w koszu. Po prostu. Bohaterów opisujemy używając ich cech charakterystycznych, nawet jeśli to postacie z piątego planu (np.: piszemy gruby strażnik z wąsem, zamiast tylko strażnik), ale znów, bez elaboratów na temat piękna ich włosów czy uśmiechu. Opisy umieszczamy w okrągłych nawiasach. Jeśli postać pojawia się po raz pierwszy to zawsze piszemy ją dużymi literami (np.: drzwi się otwierają i do karczmy wchodzi schylony LONGINUS PODBIPIĘTA).

Trzeba pamiętać, że scenariusz to opis akcji, która dzieje się na bieżąco, więc piszemy zawsze w czasie teraźniejszym. Unikamy pisania o emocjach, one mają wynikać z zachowań bohaterów. Zamiast napisać, że bohater się wkurzył to lepiej napisać, że walnął pięścią w stół i kopnął krzesło. To lepiej pokazuje nam jego stan emocjonalny. Nie opisujemy wydarzeń poprzez dialogi (np.: zamiast: „Patrz! Michał się przewrócił!” lepiej napisać: „Obaj spojrzeli na Michała, który przewrócił się wchodząc do pokoju”). Dźwięki w tle umieszczamy w oddzielnych linijkach, zaznaczamy kiedy postać mówi spoza ekranu, ale jest w scenie, używając zwrotu: O.S. (off screen). Kiedy słychać głos postaci, ale nie ma jej w scenie, na przykład przy wspomnieniach, wtedy używamy V.O. (voice over). No i musi się coś dziać! Scenariusz to opis wydarzeń. Nigdy nie można o tym zapominać.

Ostatnie sceny

Jeszcze jedna ważna wskazówka na koniec, która pomaga uniknąć dłużyzn. Nie przywiązujmy się do scen, nawet najlepiej napisanych. Jeśli wyrzucenie ich ze scenariusza nie zmienia odbioru tekstu to znaczy, że są one zbędne i trzeba się ich pozbyć i tyle.

Jest wiele książek, dużo dokładniej opisujących proces powstawania scenariusza i podpartych dużo większym doświadczeniem. Co roku w samej tylko Polsce odbywa się wiele kursów scenopisarskich. Bardzo liczne są konkursy scenariuszowe, w kraju, czy za granicą, które w pewien sposób mogą dać nam odpowiedź na pytanie, czy umiemy pisać. Ale nie muszą. Wiele wybitnych tekstów przeżyło tylko dzięki uporowi ich autorów. Pamiętaj, że sam George Lucas był wyśmiewany za swoją historyjkę o rycerzach w kosmosie gdy pokazywał ludziom swój skrypt. Najlepiej jednak uczyć się pisania scenariuszy po prostu pisząc. I poprawiając. Bo tu zawsze są poprawki.

Tak więc: „Zapraszam do mnie, mam kilka uwag odnośnie Pańskiego tekstu…”

 

Bibliografia:

Hunter L., Kurs pisania scenariuszy, Myślenice 2013.

Russin R. U., Downs W. M., Jak napisać scenariusz filmowy, Warszawa 2015.

Scher L., Czy będzie z tego dobry film?, Warszawa 2014.

Seger L., Doskonalenie dobrego scenariusza, Warszawa 2012.

Seger L., Scenariusz dla zaawansowanych, Warszawa 2013.